top of page
Szukaj

Barcelona, czas na pierwszy solo trip 😀

  • Zdjęcie autora: aniapopieko
    aniapopieko
  • 10 cze 2022
  • 19 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 13 sie 2023

PL, English version below

Czas na hiszpańskie klimaty


Jak nigdy dotąd poczułam potrzebę przebywania samej. Nie wiedziałam, skąd to się wzięło i dlaczego przyszło akurat w tym momencie, ale wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Co zawsze w moim wypadku jest najlepszym rozwiązaniem i sposobem na odkrywanie nowości i pokonywanie własnych lęków i uprzedzeń? Oczywiście wyjazd, a raczej wylot za granicę.

Jako, ze termin wyprawy zbiegł się z ciągle obowiązującą mnie zniżką dla członków organizacji ESN, nie wahałam się długo i zakupiłam lot. Padło na Barcelonę, gdyż wiele dobrego o tym mieście słyszałam i w końcu chciałam poddać się jej urokowi.

Niestety mimo naprawdę atrakcyjnej ceny lotów, wynajem mieszkań był przerażająco drogi. Nie chciałam już odwoływać całej wycieczki, gdyż byłam za bardzo zmotywowana i podekscytowana, aby jechać. Ostateczna opcję, która mi pozostała był nocleg w kuriozalnie drogich hostelach (bo nie było nawet mowy o znalezieniu terminu w jednym). Doba w szesnastoosobowym pokoju kosztowała mnie około 350 zł. Dość sporo, ale w życiu warto czasami przepłacić za niezapomniane przeżycia i atrakcje.

Dobra, to bez zbędnych wstępów przejdźmy do sedna. Szybkie przygotowanie, mapka z najlepszymi atrakcjami i rekomendacje od znajomych są zawsze dla mnie solidną bazą przed podróżą. Inspiracją dla jej trwania i punktów orientacyjnych. Od tego również zaczęłam tym razem.


Dzień pierwszy

Mój lot zaplanowany był na 9.06 tuż po uczelni. Poszłam na zajęcia, napisałam nawet sprawdzian z psychometrii, który mimo krótszego czasu pracy poszedł mi całkiem nieźle. Tuż po nim razem z tatą i wielką, zielona walizą ruszyłam w kierunku Modlina. Wszystko szło jak z płatka, na drodze nie było żadnych korków i w mgnieniu oka dostaliśmy się do terminala. Przytulas na pożegnanie i jazda na przygodę życia.

Na samym lotnisku, które jest malusieńkie odprawa wraz z nadaniem bagażu trwała niespełna trzydzieści minut. Byłam zadowolona, gdyż miałam jeszcze czas, aby obejrzeć odcinek mojego obecnie ulubionego serialu ,,Seks w wielkim mieście”.

Jako, że podróżniczka Anna zawsze musi mieć przygody już na samym starcie, zdarzyły się one też i w tym miejscu. Lot opóźniony dwie godziny z powodu burzy. Nie przejęłam się tym zbytnio jak to ja i kontynuowałam przygodę z serialowymi bohaterami.

Lot w przestworzach wyróżnił się pięknym pomarańczowo-różowym zachodem słońca i niezwykłymi, kształtnymi chmurami.

W Barcelonie wylądowaliśmy około godziny 23. Zastanawiałam się jak przedostać się do mojego hostelu – Rocket Hostel Gracia. Tak się zdarzyło, że chłopak, z którym pisałam na Badoo zaoferował pomoc i wspólne zwiedzanie. Mimo lekkich obaw zgodziłam się …

I była to dobra decyzja, Jednak warto ufać intuicji. Jechałam z kolegą pięknym, nowoczesnym samochodem Cupra Formentor z bajeranckimi neonami wewnątrz. W międzyczasie zrobiłam szybki check-in w hostelu. Wydał mi się on lekko mroczny, ale czysty i z przemiłą obsługą.

Wróciłam do kolegi i wyruszyliśmy na nocne zwiedzanie Sagrada Familia, jednej z zapierających dech w piersiach budowli. Niesamowitej, pięknej, niczym wulkan. Dostojnej, ogromnej, ciekawej. Aż brak mi słów, aby opisać, jakie wrażenie na mnie wywarła, po prostu cudo. W późniejszych dniach planuję również odwiedzić ją w środku.

Wieczór zakończyliśmy lampką przepysznego wytrawnego wina w maleńkiej restauracji. Ten pierwszy dzień mojej przygody uważam za niezwykle udany i obiecujący. Zobaczymy, co czeka mnie dalej !

Dzień drugi

Poranna wstawanie to jedna z moich ulubionych rzeczy i mówię to w pełni świadomie.

Nie ma nic lepszego niż cały dzień czekający na Ciebie. Pełny niesamowitych niespodzianek i niezapomnianych przeżyć.

Ten cudowny poranek zaczęłam od wartościowego śniadanka w naszej hostelowej kuchni. Już przy pierwszej łyżce mojej owsianki z masłem orzechowym poznałam kolegę ze Szwajcarii. Robin nie miał co zrobić ze swoją walizką, więc postanowiłam mu pomóc i przechować jego bagaż u siebie. I tak właśnie zaczęliśmy wspólne zwiedzanie słonecznej Barcelony.

Pierwszym punktem naszego ,,walking tour” była Casa Batlló. Piękna, niesamowita kamienica, rodem z serialu ,,Nie ma to jak hotel”. Pokrywało ją wiele kolorowych witraży oraz niesamowitych zdobień. Wyróżniała się elegancją i dostojnością, tak jak z resztą większość zabudowy Barcelony. Popatrzyliśmy chwile z szeroko otwartymi oczami i nawet się nie obejrzeliśmy a dołączyła do nas podróżniczka Hania z Niemiec. Jej historia i sposób na życie niesamowicie mnie urzekły i zainspirowały. Hania od wielu miesięcy podróżowała. Miała tylko rower i porządny plecak. Zwiedziła dużą część Europy bez prawie żadnych pieniędzy. Spała na couchsurfingu i w różnych hostelach. Nie była zależna od niczego i od nikogo. Żyła własnym życiem i celebrowała każdą sekundę jej nietypowej, wyzwolonej przygody.

Chodziliśmy sobie wspólnie w cieniach palm. Oddychaliśmy wakacyjnym powietrzem i patrzyliśmy uważnie na to, co czeka nas na każdym kroku. Bo powiem wam zupełnie szczerze, że na każdym rogu coś czekało. Małe i duże niespodzianki. Odkryliśmy na przykład zabawny sklep Lego. Pełny klockowych budowli, niczym mała, urocza wystawa. Można było tam zaobserwować zbudowane z klocków odwzorowania hiszpańskich monumentów. Wszystko interaktywne i precyzyjne, zachęcające do zabawy i zakupu.

Przechadzaliśmy się po Paseo de Gracia i czuliśmy się jak prawdziwi bogacze, celebryci ciągle przyglądając się oryginalnym i przepięknym, bogatym sklepom.

Jako, że jedzenie jest moją miłością i wielką pasją. Nie mogłam odpuścić sobie wizyty w największym targu Barcelony – La Boqueria. Pełne kolorów, różnorodnych smaków i zapachów, przepełnione miłością miejsce. Nie można tam nie pójść bez dwóch zdań. Liczne stragany z owocami, świeżo wyciskanymi sokami, koktajlami, różnorodnymi tapasami. Wszędzie rozdawali smakowite testery i zachęcali do oddania się smakowym doświadczeniom. My skusiliśmy się na świeże smoothies ze smoczych owoców oraz tortilla de patatas. Na pobliskim kramie złapaliśmy również wegetariańską kanapkę wypchanął świeżymi warzywami i falafelkami.

Jako, że pogoda naprawdę nas rozpieszczała i dawała poczucie prawdziwego relaksu, kolejnym punktem naszej wędrówki okazała się najbardziej popularna, oblegana plaża Barcelona Beach. Zimna cola, bluzki out i wbiegamy do chłodnej wody. Cudowne uczucie. Potem na piaseczek i sjesta. Ups.. była ona troszkę za długa i po dwóch godzinach wyglądałam jak biało-czerwona flaga polski lub jak bardzo czerwony rak. Nauczka na przyszłość – spontaniczna plaża zawsze z małym kremem przeciwsłonecznym przy sobie.

Po południu rozdzieliliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Ja postanowiłam spotkać się z rodowitym Hiszpanem i odkryć Barcelonę oczami lokalnego mieszkańca. Udaliśmy się do kilku niesamowitych i godnych polecenia miejsc. W barze kosztowaliśmy tradycyjnej czerwonej sangrii i mnóstwem owoców w środku. Wjechaliśmy na rooftop bar Goja Rooftop w jednych z hoteli, aby ze szklanką coli w ręku podziwiać przepiękny widok na całe miasto. Kolejnym punktem była chłodząca sheesha z herbatką w lokalnym barze La Rose. A całe spotkanie zakończone testowaniem wyśmienitych pinchos, W tym miejscu siedziało się przy ladzie i wybierało kawałki, które się tylko chciało. Mi osobiście najbardziej smakowały te z serem i suszonymi pomidorami raz te z pastą t tuńczyka i świeżymi pomidorami.

Wieczorem spotkałam się jeszcze z kolegą ze Szwajcarii z rana i chcieliśmy iść wspólnie na punkt widokowy w celu obserwacji zachodu słońca, niestety pomyliliśmy godziny i było już za późno, no cóż, innym razem na pewno się uda. Udaliśmy się więc na Plaça Reial. Tam wsiąkaliśmy w nocne życie. Piliśmy przepyszne Mojito truskawkowe i rozmawialiśmy. Potem wróciłam do hotelu metrem. Dzień uważam za niezwykle aktywny i przepiękny po prostu.

Dzień trzeci

Chwila oddechu na hostelowych, kolorowych pufach i rozpoczęcie dnia od stymulującej kawusi. Nie miałam planu, z szeroki uśmiechem na ustach i słomkowym kapeluszem na głowię opuściłam Gracie i ruszyłam przed siebie Coś popchnęło mnie w stronę parku Guell. To dzieło znajduję się na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Stwierdziłam, że rzucę okiem.

Chwilę odstałam w kolejce po bilety, które kosztowały 10 euro i już znajdowałam się w tym kolorowym, palmowym raju. Niczym w dżungli wszędzie rozpościerały się rozłożyste drzewa i liany. W każdym zakątku można było dostrzec fragmenty mozajek i niesamowitych zdobień. Małe zamki i muzea, zdobione schody i zwierzątka. Godzinami przyglądałam się detalicznym elementom i oddawałam się w ramiona artystycznej przyjemności. Moimi ulubionymi częściami parku była kolorowa salamandra schodach przy jednym z wejść oraz wzgórze trzech krzyży. Ale co tu dużo mówić, cudo po prostu, na pewno trzeba to zobaczyć na własne oczy.

Popołudniem dołączył do mnie kolega ze Szwajcarii Robin i razem udaliśmy się dalej zatracać urokom Hiszpanii. Naszym punktem docelowym były bunkry MUHBA Turó de la Rovira. Kroczek po kroczku wspinaliśmy się w górę, coraz wyżej i wyżej. Po drodze obserwowaliśmy wyróżniającą się roślinność i nietypowe żyjątka. Mimo ogromnego zmęczenia i upałów nie poddaliśmy się i doszliśmy na sam szczyt. A to, co nas tam czekało było cudem. Widok na całą Barcelonę, a w tle muzyczny koncert. Gdy to wszystko zobaczyłam, czułam się, jakbym była w niebie. Nie mogłam się napatrzeć, łzy ciekły mi z oczu, a na twarzy pojawiły się kropelki potu. Nie chciałam się nigdzie ruszać. Stałam tak i wpatrywałam się oszołomiona.

Po jakimś czasie wraz z grupą studentów z Londynu postanowiliśmy zejść w stronę miasta i wrócić na chwilkę odpocząć do hostelu.

Jako, że w moim życiu nigdy nie może być nudno a spontaniczne decyzje są najlepsze, postanowiłam spotkać się z lokalnymi mieszkańcami i zamiast odpoczynku w hostelu wybrałam się do ogrodów botanicznych oraz na przepyszne buble tea. Ja skusiłam się na orzeźwiające mango z markują z galaretkami kokosowymi. Mmmmm… pychotka.

Wieczór spędziłam na wspólnej kolacji w hostelu. Razem z ludźmi z całego świata zajadaliśmy się hot dogami z guacamole i pomidorkami. Ciekawe połączenie, muszę wam powiedzieć. Jedliśmy też różnorodne tapasy, lody pistacjowe i piliśmy wspaniałe, hiszpańskie wino. Rozmawialiśmy, graliśmy w gry planszowe, było naprawdę miło.

Rozmowy się kleiły i uznaliśmy, że wybierzemy się wspólnie do klubu, bo przecież nie ma nic lepszego niż odrobina ruchu. Wsiedliśmy więc w metro i po dość długiej podróży dotarliśmy do klubu Downtown. Mieliśmy ogromne szczęście, gdyż jedna z dziewczyn znała właściciela, weszliśmy na liście VIP bez kolejki i kupowania biletów. Cały klub był naprawdę ogromny z wieloma scenami, kolorowymi neonami i wspaniałymi didżejami. Muzyka w stylu reggaeton pobudzała wszelkie zmysły i wprawiała w energetyczny nastrój. Bawiłam się przewspaniale.

Dzień czwarty

Tego późnego ranka obudziłam się i poczułam, że jest to zdecydowanie dobry czas na poszukanie pamiątkowych magnesików i kartek pocztowych. Nie wahając się ani chwili, weszłam do malutkiego marketu i znalazłam cudeńka, małe dzieła sztuki. Zakupiłam i poszłam dalej.

Oddając się klimatowi gorącej Barcelony zaszyłam się w kawiarni Europa Café. Tam zjadłam przepyszne śniadanko składające się z bajgli z awokado, jajkiem w koszulce i suszonymi pomidorami, mini panienkami z syropem klonowym i wegańską śmietanką na deser oraz wspaniałym cappuccino.

Niesamowite miejsce, bardzo eleganckie.

Powolnym tempem kroczyłam sobie, obserwując nowe zakątki hiszpańskiego cudu.

I tak sobie krocząc powolutku do przodu, dotarłam do zabytkowego Arc de Triomphe. Taki ala francuski, ale trochę bardziej ozdobiony i kolorowy. Wzdłuż niego posadzone były rozłożyste palmy, co zdecydowanie podkreśliło jego elegancję i dodało uroku.

On, jak się później okazało był tylko przedsmakiem, zapowiedzią prawdziwej ekstazy - Parcu de la Ciutadella. Przepiękne zameczki, palmy, rozlewiska, ludzie tańczący na ulicy. W każdym zakątku jakaś miła niespodzianka, a to kolorowe kwiatki, a to jakieś piękne zwierzęta, bajka. Leżałam, biegałam, przechadzałam się i wsiadałam w tą hipnotyzującą atmosferę. Nawet ucięłam sobie króciutką drzemkę, ale ciii ;)

I w końcu nastał czas przeprowadzki z jednego hostelu do nowego. Tym docelowym był nowoczesny, ogromny hostel z basenem na dachu.

Całe przeniesienie bagaży nie zajęło mi dłużej niż czterdzieści minut. Dwie linie metra i szybciutko znalazłam się w hostelu San Jordi Rock Palace. Szybki check-in i od razu wskoczyłam do orzeźwiającej wody na ostatnim piętrze. Poznałam nowych znajomych i świetnie spędziliśmy czas na popołudniowym relaksie.

Wzięłam szybki prysznic i wszyscy, razem z nowo poznanymi znajomymi ruszyliśmy do baru z muzyką na żywo. Było to naprawdę przyjemne miejsce z szeroką gamą piw do wyboru i muzyką country graną w tle na drewnianych gitarach. Ekstra Vibe. Cały wieczór zakończyliśmy eksploracją dziedzińca Pl.Reial i świetną dyskoteką z muzyką pop Jamboree.

Udało nam się dotrzeć na plażę na wschód słońca. Niesamowicie nieprzewidywalny dzień, totalna ekscytacja 🍷🌛☕

Dzień piąty

Wielkie pożegnanie Barcelony

Nie wiem jak to się stało, dlaczego tak szybko zleciało. Jedno mgnienie oka, kilka krótkich chwil i rozstania czas z Barceloną był. Czy tam wrócę, nie wiem , mam nadzieje tak, w mym sercu zawsze pozostanie jej przepiękny blask. życie szybko mija, dzień biegnie za dniem, celebracja teraz ważna przecież jest. Wyjazdowo mówię, bo to skłania mnie do refleksji, myśli, co tu dzieje się.

Ostatni dzień hiszpańskiej przygody, odwrotnie niż można by się było spodziewać był niezwykle spokojny i zwyczajny. Potrzebowałam prawdziwego odpoczynku i oddania się przyjemności zwyczajnej drzemki.

Tak wiec też wyglądał mój dzień. Rano spacerowałam, przesiadywałam w lokalnych parkach, próbowałam najlepszych kaw i po porostu wsłuchiwałam się w tętniącą życiem Hiszpanię. Zamówiłam paczuszkę z too good to go i zajadając tym razem niestety niezbyt smaczne i nie do końca świeże produkty oddawałam się lekturze książki Johna Greya. Kupiłam tez pamiątkowe magnesy i kartki pocztowe na maleńkich straganach.

Popołudniem myląc drogę do hostelu, a precyzując hostele, gdyż okazało się, że w Barcelonie jest kilka typów hosteli Jordi udałam się w niespodziewany dwugodzinny spacer. Mimo gorąca, zmęczenia i ciężkich toreb, warto było raz jeszcze przyjrzeć się pięknym zakątkom i krętym uliczkom Barcelony.

Po po południu spakowałam swoje manatki i udałam się na taras, aby poczytać książkę i zwyczajnie poopalać się obserwując antyczną zabudowę. Pływałam też w baseniku i rozmawiałam z hostelowymi znajomymi.

A wieczorem nie mogło się obejść bez próbowania kolejnych smakołyków z hiszpańskiej listy. Tym razem trafiło na churrosy posypane cukrem z gorącą czekoladą i Catalan Cream. Słodycze bardzo tłuste, bardzo słodkiej i bardzo sycące, ale przyznam, że pyszne Szczególnie krem przypadł mi do gusty, smakując jak taki bardziej zbity pudding.

Ja spróbowałam tych smakołyków w restauracji Granja La Catalana, którą mogę polecić z całego serca. Udałam się też na pożegnalnego drinka z hiszpańskim znajomym. Jako miejsce spotkania wybraliśmy naprawdę śliczny, kwiatowy bar. Wnętrze było po prostu unikatowe, niestety co do jakości drinków trzeba by było się przyczepić. Niezbyt smaczne, jak mam być szczera. Za samo wnętrze warto wpaść, ale zdecydowanie jeden raz, nie więcej!

Ostatni wieczór w Barcelonie zakończyłam wyjściem na miasto z ludźmi z hostelu.


Barcelona skradła moje serce. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Stała się ona jednym z moich ulubionych miast w Europie. Czy tam powrócę? Zdecydowanie tak! Mam nadzieję, że jak najszybciej.


ENG
Barcelona, ​​time for the first solo trip 😀
It's time for Spanish vibes

Like never before, I felt the need to be alone. I didn't know where 
it came from or why it came at that moment, but I knew I had to do something about it. What is always in my case the best solution and 
a way to discover new things and overcome my own fears and prejudices? Of course, a trip, or rather a trip abroad.
As the date of the trip coincided with the still valid discount for members of the ESN organization, I did not hesitate long and bought 
a flight. I chose Barcelona because I heard a lot of good things about this city and finally I wanted to succumb to its charm.
Unfortunately, despite the really attractive price of flights, renting apartments was terribly expensive. I didn't want to cancel the whole trip anymore because I was too motivated and excited to go. The final option that remained for me was to stay in ridiculously expensive hostels (because there was no way to find a date in one). A night in 
a sixteen-person room cost me about PLN 350. Quite a lot, but in life it is sometimes worth overpaying for unforgettable experiences and attractions.
Okay, without further ado, let's get to the point. Quick preparation, 
a map with the best attractions and recommendations from friends are always a solid base for me before a trip. Inspiration for its duration and landmarks. That's where I started this time too.

The first day
My flight was scheduled for 9.06 right after university. I went to classes, I even wrote a psychometrics test, which, despite the shorter working time, I did quite well. Right after it, together with my dad and a big green suitcase, I set off towards Modlin. Everything went smoothly, there were no traffic jams on the road and we got to the terminal in no time. Hug goodbye and ride on the adventure of a lifetime.
At the very small airport, check-in and baggage claim took less than thirty minutes. I was glad because I still had time to watch an episode of my currently favorite series, Sex and the City. 
As the traveler Anna always has adventures from the very beginning, they also happened in this place. Flight delayed two hours due to 
a storm. I didn't care too much about it as I am and continued my adventure with the series heroes.
The flight in the sky was distinguished by a beautiful orange-pink sunset and unusual, shapely clouds.
We landed in Barcelona around 11 pm. I was wondering how to get to my hostel – Rocket Hostel Gracia. It so happened that the boy with whom I wrote on Badoo offered to help and explore together. With some trepidation, I agreed...
And it was a good decision, but it's worth trusting your intuition. 
I was driving with a friend in a beautiful, modern Cupra Formentor car with cool neon lights inside. In the meantime, I did a quick check-in at the hostel. It seemed a bit dark to me, but clean and with nice staff.
I went back to my friend and we went on a night tour of the Sagrada Familia, one of the breathtaking structures. Incredible, beautiful, like a volcano. Dignified, huge, interesting. I have no words to describe the impression it made on me, just a miracle. In later days I also plan to visit it inside.
We ended the evening with a glass of delicious dry wine in a tiny restaurant. I consider this first day of my adventure to be extremely successful and promising. Let's see what awaits me next

Day two

Getting up in the morning is one of my favorite things and I say it fully consciously.

There's nothing better than a whole day waiting for you. Full of amazing surprises

and unforgettable experiences. I started this wonderful morning with a valuable breakfast

in our hostel kitchen. Already with the first spoonful of my oatmeal with peanut butter,

I met a friend from Switzerland. Robin had nothing to do with his suitcase, so I decided to help him and store his luggage at my place. And that's how we started exploring sunny Barcelona together. The first point of our "walking tour" was Casa Batlló. A beautiful, amazing tenement house, straight from the series "There is nothing like a hotel".

It was covered with many colorful stained glass windows and amazing decorations. It was distinguished by elegance and dignity, just like most of the buildings in Barcelona.

We watched for a while with our eyes wide open and we didn't even look back until Hania from Germany, a traveler, joined us. Her story and way of life captivated and inspired me. Hania has been traveling for many months. All she had was a bicycle and a decent backpack. She toured a large part of Europe with almost no money. She slept on couchsurfing and in various hostels. She was not dependent on anything or anyone. She lived her own life and celebrated every second of her unusual, liberated adventure.

We walked together in the shade of palm trees. We breathed the holiday air and looked carefully at what awaits us at every step. Because I will tell you in all honesty that there was something waiting at every corner. Small and big surprises. We discovered a fun Lego store for example. Full of block buildings, like a cute little exhibition. There you could see the brick-built representations of Spanish monuments. Everything is interactive and precise, encouraging to play and buy. We walked along Paseo de Gracia and felt like real rich people, celebrities constantly looking at the original and beautiful, rich shops. As food is my love and great passion.

I couldn't miss a visit to the largest market in Barcelona - La Boqueria. A place full of colors, various flavors and scents, a place filled with love. You can't go there without a doubt. Numerous stalls with fruit, freshly squeezed juices, cocktails, various tapas. Everywhere they distributed tasty testers and encouraged to indulge in taste experiences. We were tempted by fresh dragon fruit smoothies and tortilla de patatas. We also grabbed a vegetarian sandwich stuffed with fresh vegetables and falafels at a nearby stall. As the weather really spoiled us and gave us a sense of true relaxation, the next point of our journey turned out to be the most popular and crowded beach, Barcelona Beach. Cold cola, blouses out and we run into the cool water. Wonderful feeling. Then on sand

and siesta. Oops.. it was a bit too long and after two hours I looked like a white and red Polish flag or a very red cancer. Lesson for the future - spontaneous beach always with a little sunscreen. In the afternoon we split up and each went his own way. I decided to meet a native Spaniard and discover Barcelona through the eyes of a local. We went to some amazing and recommendable places. At the bar we tasted traditional red sangria and lots of fruit inside. We entered the rooftop bar Goja Rooftop in one of the hotels to admire the beautiful view of the whole city with a glass of cola in hand. The next point was a cooling sheesha with tea in the local bar La Rose. And the whole meeting ended with testing delicious pinchos, This is where you sat at the counter and chose the pieces you wanted. Personally, I liked the ones with cheese and sun-dried tomatoes the most, and those with tuna paste and fresh tomatoes. In the evening I met my friend from Switzerland in the morning and we wanted to go together to the viewpoint to watch the sunset, unfortunately we got the timing wrong and it was too late, well, next time we will definitely succeed. So we went to Plaça Reial. We got into the nightlife there. We drank delicious strawberry Mojito and talked. Then I went back to the hotel by subway. I consider the day to be extremely active and simply beautiful.


Day third A moment of breath on the hostel's colorful poufs and starting the day with stimulating coffee. I didn't have a plan, and with a big smile on my face and a straw hat on my head,

I left Gracie and started walking. Something pushed me towards Park Guell. This work is on the UNESCO World Heritage List. I figured I'd take a look. I stood in the queue for tickets for a while, which cost 10 euros, and I was already in this colorful, palm-tree paradise. Like in the jungle, there were spreading trees and lianas everywhere. In every corner you could see fragments of mosaics and amazing decorations. Small castles and museums, decorated stairs and animals. I spent hours looking at the detailed elements and giving myself to the arms of artistic pleasure. My favorite parts of the park were the colorful salamander stairs by one of the entrances and the hill of three crosses. But what can I say, it's just a miracle, you definitely have to see it with your own eyes. In the afternoon, my friend from Switzerland, Robin, joined me and together we went further to lose the charms of Spain. Our destination was the MUHBA Turó de la Rovira bunkers. Step by step we climbed up, higher and higher. Along the way, we observed distinctive vegetation and unusual creatures. Despite the great fatigue and heat, we did not give up and reached the very top. And what awaited us there was a miracle. A view of the whole of Barcelona, ​​and a musical concert in the background. When I saw all this, I felt like I was in heaven. I couldn't help but see tears streaming from my eyes and beads of sweat on my face. I didn't want to move anywhere. I stood there and stared in bewilderment. After some time, together with a group of students from London, we decided to go down towards the city and return to the hostel for a while. As my life can never be boring and spontaneous decisions are the best, I decided to meet the locals and instead of resting in the hostel I went to the botanical gardens and for delicious buble tea. I was tempted by refreshing mango with coconut jelly. Mmmmm… yummy. I spent the evening having dinner together at the hostel. Together with people from all over the world, we ate hot dogs with guacamole and tomatoes. Interesting combination, I must tell you. We also ate a variety of tapas, pistachio ice cream and drank great Spanish wine. We talked, played board games, it was really nice. The conversations were sticky and we decided that we would go to the club together, because there is nothing better than a bit of exercise. So we took the subway and after quite a long journey we arrived at the Downtown club. We were very lucky because one of the girls knew the owner, we entered the VIP list without queuing and buying tickets. The whole club was really huge with many stages, colorful neon lights and great DJs. Reggaeton music stimulated all the senses and put in an energetic mood. I had a great time.


Fourth day I woke up late that morning and felt it was definitely a good time to look for souvenir magnets and postcards. Without hesitating for a moment, I entered the tiny market and found wonders, small works of art. I bought it and moved on. Indulging in the atmosphere of hot Barcelona, ​​I hid myself in the Europa Café. There I ate a delicious breakfast consisting of bagels with avocado, poached egg and sun-dried tomatoes, mini pancakes with maple syrup and vegan cream for dessert, and a great cappuccino. Amazing place, very elegant. I walked at a slow pace, watching the new corners of the Spanish wonder. And so, slowly moving forward, I reached the historic Arc de Triomphe. Ala French, but a little more decorated and colorful. Spreading palm trees were planted along it, which definitely emphasized its elegance and added charm. It, as it turned out later, was only a foretaste, a harbinger of true ecstasy - Parcu de la Ciutadella. Beautiful castles, palm trees, backwaters, people dancing in the street. There is a nice surprise in every corner, colorful flowers, beautiful animals, a fairy tale. I lay down, ran, walked around and got into this hypnotic atmosphere. I even took a short nap, but shhh ;) And finally it was time to move from one hostel to a new one. The destination was

a modern, huge hostel with a rooftop swimming pool. The entire transfer of my luggage did not take me more than forty minutes. Two subway lines and I quickly found myself at the San Jordi Rock Palace hostel. Quick check-in and immediately jumped into the refreshing water on the top floor. I met new friends and we had a great time relaxing in the afternoon. I took a quick shower and we all, together with the newly met friends, went to the bar with live music. It was a really nice place with a wide range of beers to choose from and country music playing on wooden guitars in the background. Extra Vibe. We finished the whole evening exploring the courtyard of Pl.Reial and a great disco with pop music Jamboree. We made it to the beach for sunrise. Incredibly unpredictable day, total excitement 🍷🌛☕


Day five

A great farewell to Barcelona

I don't know how it happened, why it flew by so quickly. One blink of an eye, a few short moments and it was time to part with Barcelona. Will I go back there, I don't know, I hope so, her beautiful glow will always remain in my heart. life passes quickly, day after day, celebration is important now. I say traveling, because it makes me reflect, think about what is going on here. The last day of the Spanish adventure, contrary to what one might expect, was extremely calm and ordinary. I needed a real rest and indulge in the pleasure of a simple nap. So that's how my day looked like. In the morning I walked, hung out in local parks, tried the best coffees and just listened to the vibrant Spain. I ordered a package from too good to go and eating this time, unfortunately, not very tasty and not entirely fresh products, I devoted myself to reading John Gray's book. I also bought souvenir magnets and postcards at the tiny stalls. In the afternoon, confusing the way to the hostel, and specifying the hostels, because it turned out that there are several types of hostels in Barcelona, ​​Jordi went on an unexpected two-hour walk. Despite the heat, fatigue and heavy bags, it was worth taking another look at the beautiful corners and winding streets of Barcelona. In the afternoon I packed my belongings and went to the terrace to read a book and simply sunbathe watching the ancient buildings. I also swam in the pool and chatted with my hostel friends. And in the evening we couldn't do without trying the next delicacies from the Spanish list. This time it was churros sprinkled with sugar with hot chocolate and Catalan Cream. Sweets very fatty, very sweet and very filling, but I must admit that they are delicious I especially liked the cream, it tasted like a more compact pudding. I tried these delicacies in the Granja La Catalana restaurant, which I can recommend with all my heart. I also went for a farewell drink with a Spanish friend. We chose a really lovely floral bar as the meeting place. The interior was simply unique, unfortunately the quality of the drinks would have to be faulted. Not very tasty to be honest. It's worth popping in for the interior alone, but definitely once, not more! I ended my last evening in Barcelona by going out with people from the hostel.

Barcelona stole my heart. I fell in love with her at first sight. It has become one of my favorite cities in Europe. Will I go back there? Definitely yes! I hope as soon as possible.




 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

©2020 by altertravel. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page