top of page
Szukaj

Portugalia bejbe 🌊❣️

  • Zdjęcie autora: aniapopieko
    aniapopieko
  • 21 mar 2022
  • 17 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 13 sie 2023

PL, English version below

Dzień 1

Jak to w bajkach bywa, księżniczki pojechały limuzyną na lotnisko w Modlinie. Po drodze wypiły wyśmienitą kawę Flat White na stacji BP przy prawdziwej golden hour. Na Modlinie wszystko poszło jak za zmienieniem magicznej różdżki i dziewczyny nawet się nie obejrzały, a już znajdowały się w przepięknej, chociaż deszczowej Lizbonie.

P.S. Jedyne, co czuły to ból pośladków po siedzeniu na nadzwyczajnie sztywnych siedzeniach w Ryanair Piękne księżniczki pojechały metrem pod samo stare miasto, gdzie miał znajdować się ich hostel Yes! Taki transport z lotniska to wybitny rarytas wśród podróżniczych doświadczeń. Miasto nocą wydało się dziewczynom spokojne i jakby trochę usłane. Nie zmieniało to jednak faktu, że majestatyczne kamienice i przepięknie podświetlane monumenty nadawały tej części Portugalii klasy i uroku. Już w hostelu, który był nowoczesny, kolorowy i bardzo czysty, księżniczki zostały wkręcone, że ich rezerwacja została anulowana. Haha, bardzo śmieszne 😂 Wieczór rozkręcał się szybko. Zapoznanie Amerykanek z pokoju obok oraz rozmowy w holu przy słodziutkiej sangrii przerodziły się w udany wieczór w klubie Titanic z muzyką wprost z Portugalii na żywo.


Dzień 2 Poniedziałkowy dzionek zaczął się spokojnie i radośnie. Rano rozpakowałyśmy naszą śliczną zieloną walizkę i ruszyłyśmy na podbój Lizbony. Przechadzałyśmy się po starym mieście w poszukiwaniu świeżutkiego pieczywa na śniadanko oraz miejscowych Pastel de Nata. Powiem szczerze, że te budyniowe, chrupiące bułeczki są po prostu wyśmienite. Zrobiłyśmy zakupki w lokalnym markecie. Kupiłyśmy unikalną sangrie oraz wino z nutami kwiatowymi. Spacerowałyśmy niczym prawdziwe gwiazdy z Hollywood po Pink Street. Nasze twarze rozgrzewane były promieniami wiosennego słońca. Południe spędziłyśmy na hostelowym karaoke oraz graniu w tysiąca na bardzo wygodnym łożu królewskim w naszym lobby. Niesamowita siesta. Kolejnym spotem must to go był Time Out Market. Trochę taka Hala Koszyki w Portugalskim wydaniu. Duży wybór lokalnego jedzonka w dość wygórowanych cenach. Tuż obok znalazłyśmy smakowicie wyglądającą restaurację meksykańską z ofertą lunchową. Rozkoszowałyśmy się chrupiącymi tacosami i tapasami z hummusem. Las Fischeras - polecam z całego serca ❣️ Spontanicznie udałyśmy się na widokowy rejs aż do Cristo rey w Almadzie. Piękne miejsce, zapierające dech w piersiach widoki i nieziemski zachód słońca. Bileciki w dwie strony kosztują sześć euro, co można jeszcze przeżyć 🤩 W drodze powrotnej zgarnęłyśmy paczkę dobroci z Too Good to Go oraz spróbowałyśmy tradycyjnego likieru wiśniowego Ginja w czekoladowej skorupce z prawdziwą wisienką w środku. Słodziutkie, palce lizać. UWAGA! Dostępna również wersja bez wisienki dla bardziej wybrednych. Oczywiście nie może obyć się bez szalonych przygód, jak to na każdej z podróży z Karoliną bywa. W pobliżu naszego hotelu na jednej z ruchliwych ulic zaczepił nas jakiś dziwny typ i chciał nam sprzedać narkotyki. Nie ustępował nas na krok mimo licznej odmowy. Schowałyśmy się w jednym z hoteli, aby chwilę przeczekać, licząc, że sobie odpuści. Obsługa w Corpo Santo przyjęła nas jednak z otwartymi rękoma i zaproponowała gelato emergency na przeczekanie. Pani z recepcji była niezwykle miła i przejęta i naprawdę nam pomogła ❣️ Wieczór zakończył się pogaduszkami w hostelowym lobby.


Dzień 3

Lizbona obudziła we mnie coś nieodkrytego do tej pory. Poczucie, że świat wcale nie jest tak duży, jak się wydaje, a ludzie podróżujący po świecie zbliżają się do siebie i sprawiają, że życie staje się bardziej kolorowe i optymistyczne. Wczesne wstawanie sprawia, że mój dzień od razu jest bardziej pozytywny i energetyczny. Poranny zimny prysznic i lekki makijaż i wychodzę do miasta. Tym razem wybrałam się w zupełnie inną część eleganckiego miasta. Schodami wspinałam się pod górę, schodek po schodku, ścierając krople potu z mojego czoła. Na samej górze czekał na mnie wspaniały widok Lizbony skąpanej w promieniach porannego słońca. Couvent des Carmes de Lisbonne to cos co nie może umknąć waszej uwadze. Jasny, gotycki klasztor budzi zachwyt oraz sprawia, że człowiek nie może oderwać wzroku i po prostu się zachwyca. Tuż obok klasztoru znajduje się winda Elevador de Santa Justa. Metaliczna konstrukcja, z której rozpościera się widok na całe miasto.

Południe spędziłam na zdalnym studiowaniu podstaw psychometrii oraz psychopatologii. Moimi towarzyszami w nauce były chrupiące croissanty z czekoladą i mocna, czarna kawka. Następnym punktem wtorkowego dzionka był walking tour z naszego hostelu. Razem z niesamowitą panią przewodnik zwiedziłyśmy antyczną część miasteczka. Tą niezburzoną i majestatyczną. Przechadzałyśmy się wąskimi uliczkami ozdobionymi malowniczymi kafelkami i wspinałyśmy się pod górę niczym prawdziwe małpki. Przyglądałyśmy się ulicznym muralom i przysłuchiwałyśmy się miejscowej muzyce Fado z gitarowym akompaniamentem. A wszystko to w otoczeniu kwitnących fioletowych drzew. Cudo kultury i natury po prostu. Na jednym z Flea Marketów udało nam się zdobyć niepowtarzalny magnes oraz oryginalny pierścionek z wężem.

Wieczorkiem uczyłyśmy się nieco i planowałyśmy podróż do Sintry przewidzianą na następny dzień. Po wykonaniu niezbędnych ustaleń ruszyłyśmy na obiad z Too Good to Go w jednej z indyjskiej restauracji . Tym razem zajadaliśmy się wegańskim curry z ryżem i chlebkiem Naan.

Wieczorkiem nastał czas na drineczki w jednym z Rooftop barów z przepięknym widokiem. Topo Martin Moniz - zdecydowanie polecam, warto powiedzieć i cieszyć się chwilą w dobrym towarzystwie z nieziemską muzyką w tle.


Dzień 4 Ten cudowny, nieco deszczowy dzień rozpoczął się od dawki aktywności fizycznej. Z okazji wf wybrałam się na prawdziwą dwugodzinną wyprawę. Poranna Lizbona wydała mi się bardzo cicha i tajemnicza. Moje włosy kołysały się na wietrze i lekko obijały się o ramiona. Szłam sobie tak po prostu z uśmiechem na ustach. Po drodze zaszłam do malutkiego marketu z owocami w którym kupiłam smakowicie wyglądające owoce. Wstąpiłam też na mocne, czarne espresso do jednej z okrągłych budek przy parku. Przez przypadek trafiłam do dzielnicy, którą miałam zapisaną na mapach - Bairro Alto. Piękne miejsce pełne artystycznych murali i skwerów z kwitnącymi kwiatami. Przedzierałam się przez gęste zarośla ogrodu botanicznego i podziwiałam dostojne palmy. Na koniec mojego spaceru zrobiłam sobie sesję zdjęciową w ogrodach Miradouro de São Pedro de Alcântara i zeszłam w dół uliczką że słynnym Elevador do Lavra - windą/tramwajem z graffiti na szybach. Następnym punktem programu było pyszne śniadanko w hotelowym lobby oraz wycieczka do Sintry. Pociągiem udałyśmy się do tego prawdziwego cudu natury wpisanego na listę UNESCO. Prawie godzinna podróż upłynęła nam na spokojnej drzemce i fascynujących rozmowach. Kiedy dotarłyśmy na miejsce pogoda niestety negatywnie nas zaskoczyła. Zaczęło bardzo mocno lać i wiać. Szybko wbiegłyśmy do uroczej kawiarni Saudade, w której zamowiłyśmy chrupiące travesserio de Sintra oraz kawę Saudade ze skondensowanym mlekiem. Posiedziałyśmy chwilę, ogrzałyśmy się i ruszyłyśmy na górską wspinaczkę. Sintra sama w sobie jest bardzo wyjątkowa i magiczna. Pełna nieziemskiej, nietypowej natury oraz architektonicznych niespodzianek. Wygląda niczym amazońska dżungla. Droga w deszczu pod górę okazała się niezłym wyzwaniem. Stawiając czoła błotu i licznym śliskim schodom, przedzierałyśmy się przez gęsty las. Po drodze widziałyśmy zamki: Quinta da Regaleira, Castelo dos Mouros oraz najbardziej interesujący i bajkowy Palácio Nacional da Pena. Ten ostatni już w towarzystwie naszego kolegi. Mimo okropnej aury na dworze niemalże disneyowy zamek wydawał nam się niczym budowla lewitującą w chmurach, spowita we mgle. Coś niesamowitego. Piękno żółci i błękitu. Samo wnętrze pałacu wraz z wyposażeniem również intrygowało i zapraszało do historycznej retrospekcji. Naszą niesamowitą przygodę w Sintrze zakończyłyśmy przejażdżką malutkim samochodzikiem tok-tokiem z przemiłym śmiesznym panem oraz lunchem w tej samej kawiarni, w której byłyśmy rano. Tym razem skusiłyśmy się na chrupiące wegetariańskie panini z kozim serem oraz zupę kalafiorową. Pychotka i ciepełko w jednym. Po nasyceniu brzuszków ruszyłyśmy na samochodową przejażdżkę powrotną do hostelu. Zamiast melancholijnej muzyki Fado, tego wieczoru słuchałyśmy melancholijnie spadających na podłogę łez. Ten wieczór był nieprzewidywalny. 🎤💃🧩


Dzień 5 Adeus Lisboa! Wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Czas na opuszczenie przepięknego miasta na siedmiu wzgórzach. Miasto pożegnało nas słońcem i dość ładną pogodą. My przyszłyśmy się jeszcze na poranny spacer i pyszne śniadanko i kawę na mieście. Troszkę powspinałyśmy się pod górę i poruszałyśmy przed podróżą z Flixbusem. Kupiłyśmy też kartkę i pamiątkowy magnez na lodówkę. Chwile spędziłyśmy też na ostatnich ploteczkach w hostelowym lobby i nawet się nie obejrzałyśmy, a już siedziałyśmy w autobusie podążającym do Faro. Szczerze łezka zakręciła się w moim oku, gdyż bardzo przywiązałam się do ludzi z hostelu Yes! i bardzo wsiąkłam w atmosferę miasta. Pozostawienie kilku niezobaczonych punktów da mi na pewno w przyszłości pretekst do powrotu. A tymczasem nadchodzi czas na podbój kolejnego zakątka Portugalii 🌴

Witamy w Faro. Małe miasteczko, zdecydowanie spokojne i ciche. Wszystko w zasięgu wzroku - każdy sklep, kościół, zabytek i każda dyskoteka w promieniu pięciominutowego spacerku. Nadal deszczowa, ale przyjemna okolica. Zameldowałyśmy się w apartamencie 1997 z bookingu i zajęłyśmy się nadrabianiem naszych studiów. Głównymi atrakcjami tego dnia były zakupki spożywcze w jednym z lokalnych marketów, próbowanie gelato wprost z McDonalda oraz wizyta w piekarni Padaria Urbana. Wieczór spędziłyśmy na czytaniu książek, nagrywaniu podcastu i delektowaniu się pysznym, musującym winem półwytrawnym Noc spędziłyśmy w klubie First Floor, wywijając na parkiecie pełnym Erasmusów.

*Ciekawostka* Niektóre kluby w Faro jako opłatę rozdają kartki, na które musi zostać zakupiony co najmniej jeden drink. Jest to oferta zdecydowanie lepsza niż płacenie za samo wejście. Jednakże opłata ta jest przemyślanie ukryta i niespodziewana. Uważajcie ! Zgubienie karty to koszt 100 euro 💰💰💰


Dzień 6

Po wieczorze pełnym muzyki i tańca dosyć długo zwlekałyśmy się z łóżek. Czytałyśmy książki i relaksowałyśmy się przy niesamowitej kawusi z mleczkiem waniliowym.

Wyszłyśmy na dwór i relaksowałyśmy się totalnie odmienioną pogodą. Tego piątkowego dnia słońce mocno grzało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Spacerowałyśmy po starym mieście i podziwiałyśmy piękne, kwitnące drzewka pomarańczowe. Przyglądałyśmy się licznym zabytkom: Igreja de Santa Maria, Municipal Museo of Faro oraz Arco do Repouso. Kupiłyśmy śniadaniowe pieczywko w piekarni Demo i z uśmiechem na ustach delektowałyśmy się tymi wspaniałymi darami natury.

Najbardziej słoneczny moment dnia spędziłyśmy siedząc w kawiarni O Coreto na tarasie i przyglądając się ciekawym ludziom. Pijąc ice latte opalałyśmy się, w końcu jak na Portugalię przystało.

Następnym punktem były zakupy w supermarkecie oraz pyszny tostowy lunch we Fresh Mix.

Popołudniem grałyśmy w karty i próbowałyśmy smacznego wina Lambrusco w towarzystwie najlepszych hitów Rihanny. Malowałyśmy się też i szykowałyśmy na wieczorne wyjście.

P.S. Z dzisiejszego dnia polecamy także wieloowocowy cydr Bandida do Pomar 🍎🍏

Zwieńczeniem piątkowego dnia okazało się wydarzenie organizowane przez ESN Algavre ~International diner~. Magiczne miejsce z naprawdę ciekawymi ludźmi. Delektowałyśmy się tam rarytasami z całego świata i plotkowałyśmy na różne istotne tematy. Najbardziej smakowały mi greckie tzatziki, pancakes z nutellą i owocami oraz hiszpański omlet z serem. Udało nam się także poznać kilka Polek i to właśnie z nimi podbić parkiet i tańczyć do najgorętszych latynoskich rytmów.

Na dobre zakończenie dnia skosztowaliśmy nietuzinkowej Sangrii na białym winie razem z naszymi nowopoznanymi kolegami w Aperitivo Bar.


Dzień 7

Najpiękniejsza letnia pogoda, a której marzyłam od tak długiego czasu ostatecznie nadeszła. Słońce wdarło się przez otwarte okno i obudziło mnie o wczesnym świcie. Nie mogłam dłużej spać, gdy tak zawzięcie opalało moja buzię. Usiadłam więc z francuską książką i portugalska kawą na tarasie i czytałam zawzięcie.

Po chrupiących śniadaniowych bagietkach wyszłam z domu na prawdziwą wyprawę na jedną z najpiękniejszych portugalskich plaż Praia de Faro. Droga lokalnym autobusikiem trwała zaledwie pół godziny, a jej koszt wyniósł 2.35 euro.

To co ujrzałam na miejscu zdecydowanie przewyższyło najśmielsze oczekiwania. Piaszczysta, złocista, szeroka, czysta plaża. Zaraz obok niej szumiące, krystaliczne fale, rytmicznie obijające się o brzeg. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Spałam na rozgrzanym piasku i rozmarzałam sobie o nadchodzących wakacjach. Przechadzałam się wzdłuż plaży i moczyłam stopy w zimnej oceanicznej wodzie. Potem układałam pasjansa i delektowałam się chrupiącymi tostami z oregano.

Na plaży spędziłam czas prawie do samego zachodu słońca i potem spokojniutko wróciłam do Faro.

W tym maleńkim miasteczku razem z Karoliną udałam się na pożegnalną kolację do

O Coreto. Zajadałyśmy się chrupiącymi kalmarami, ziemniaczkami prosto z pieca i wspaniałymi warzywkami a to wszystko w towarzystwie mrożonego daiquiri.

Nieoczekiwanie trafiła nam się wizyta w Quinta du Lago i spotkanie z interesującymi Brytyjczykami. Bardzo miły wieczór pełen śmiechu i ciekawych rozmów.

Dzień 8

Finał naszego wyjazdu !

Ostatni dzień w Portugalii spędziłyśmy na spacerach, opalaniu się i smakowaniu soczystych pomarańczy własnoręcznie zerwanych z drzew.

Humory nam dopisywały i z radością zachodziłyśmy w nasze ulubione zakątki miasta.

Zajadałyśmy smakowity lunch w Chelsea. Smoothie Bowl z egzotycznych owocków - idealne na orzeźwienie w słoneczny dzień.

Udało nam się również obejrzeć uliczny pokaz chóru z portugalskiego uniwersytetu i przyjrzeć się ich finezyjnym tańcom. Natchnęłyśmy się też na targ pełen lokalnych produktów.

Następnie czekała nas już tylko droga powrotna na lotnisko i lot do Warszawy.


P.S.

Łezka mi się aż kręci w oku, gdy piszę te ostatnie słowa o tej niesamowitej podróży. W trakcie jej trwania zdarzyło się dużo niespodziewanych, emocjonujących rzeczy. Portugalia rozwinęła mnie i poszerzyła mój punkt widzenia. Dała mi szansę przeżywać emocjonalny rollercoaster i stawiać czoła wyzwaniom. Pokazała też, że warto trzymać prawdziwych przyjaciół blisko siebie i to właśnie z nimi dzielić najcenniejsze chwile swojego życia.

Dziękuję Ci Karolina za ten kolejny niesamowity wyjazd i za to, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Nie mogę się doczekać kolejnej wspólnej przygody!


Portugal babe 🌊❣️

Day 1

As it happens in fairy tales, the princesses went by limousine to the airport in Modlin.

On the way, they had a delicious Flat White coffee at a BP station at a real golden hour.

In Modlin, everything went as if by magic and the girls did not even look back, and they were already in beautiful, although rainy, Lisbon.

P.S. The only thing they felt was pain in the buttocks after sitting on the extremely stiff seats in Ryanair.

The beautiful princesses took the subway to the old town where their Yes Hostel was supposed to be located! Such transport from the airport is an outstanding rarity among travel experiences. The city at night seemed to the girls calm and as if a little bed. However, this did not change the fact that majestic tenement houses and beautifully illuminated monuments gave this part of Portugal class and charm. Already in the hostel, which was modern, colorful and very clean, the princesses were screwed that their reservation was cancelled. Haha, very funny 😂 The evening unfolded quickly. Getting to know the Americans from the next room and talking in the lobby over sweet sangria turned into a successful evening at the Titanic club with live music straight from Portugal.


Day 2 Monday morning started calmly and cheerfully. In the morning we unpacked our beautiful green suitcase and set off to conquer Lisbon. We strolled around the old town in search of fresh bread for breakfast and the local Pastel de Nata. I will honestly say that these pudding, crispy buns are simply delicious. We did some shopping at the local market.

bought a unique sangria and wine with floral notes. We walked like real Hollywood stars on Pink Street. Our faces were warmed by the rays of the spring sun. We spent the afternoon at the hostel karaoke and playing thousands of people on a very comfortable king bed in our lobby. Amazing siesta. Another must-go spot was Time Out Market. A bit like Hala Koszyki in the Portuguese edition. A large selection of local food at quite high prices. Right next to it we found a tasty-looking Mexican restaurant with a lunch offer. We enjoyed crispy tacos and tapas with hummus. Las Fischeras - I recommend it with all my heart ❣️ We spontaneously went on a scenic cruise to Cristo rey in Almada. A beautiful place, breathtaking views and an unearthly sunset. Two-way tickets cost six euros, which can still be experienced 🤩 On the way back, we grabbed a packet of goodness from Too Good to Go and tried the traditional Ginja cherry liqueur in a chocolate shell with a real cherry inside. Sweet, lick your fingers. ATTENTION! There is also a version without a cherry for the more demanding. Of course, it cannot do without crazy adventures, as it happens on every trip with Karolina. Near our hotel, on one of the busy streets, we were accosted by some strange guy who wanted to sell us drugs. He did not give way to us despite numerous refusals. We hid in one of the hotels to wait a while, hoping that he would let it go. The staff at Corpo Santo, however, welcomed us with open arms and offered gelato emergency to wait out. The lady from the reception was extremely nice and concerned and really helped us ❣️ The evening ended with chatting in the hostel lobby.


Day 3 Lisbon awakened in me something undiscovered so far. The feeling that the world is not as big as it seems and that people traveling around the world are getting closer and make life more colorful and optimistic. Getting up early makes my day immediately more positive and energetic. Morning cold shower and light makeup and I'm out on the town. This time I went to a completely different part of the elegant city. I climbed the stairs up, step by step, wiping sweat from

my forehead. At the top, a wonderful view of Lisbon bathed in the morning sun was waiting for me. Couvent des Carmes de Lisbonne is something that cannot escape your attention. The bright, gothic monastery arouses admiration and makes a person unable to look away and simply marvel. The Elevador de Santa Justa elevator is right next to the monastery.

A metallic structure that overlooks the entire city. I spent the afternoon remotely studying the basics of psychometrics and psychopathology. Crispy croissants with chocolate and strong black coffee were my learning companions. The next item on Tuesday's day was a walking tour from our hostel. Together with an amazing guide, we visited the ancient part of the town. The untouched and majestic.

We walked the narrow streets decorated with picturesque tiles and climbed up the hill like real monkeys. We looked at street murals and listened to local Fado music with guitar accompaniment. And all this surrounded by blooming purple trees. A wonder of culture and nature simply. At one of the Flea Markets, we managed to get a unique magnet and

an original ring with a snake. In the evening we studied a bit and planned the next day's trip to Sintra. After making

the necessary arrangements, we went to dinner with Too Good to Go in one of the Indian restaurants. This time we ate vegan curry with rice and Naan bread. In the evening, it's time for drinks in one of the Rooftop bars with a beautiful view. Topo Martin Moniz - I definitely recommend it, it's worth saying and enjoying the moment in good company with unearthly music in the background.


Day 4 This wonderful, slightly rainy day started with a dose of physical activity. On the occasion

of PE, I went on a real two-hour trip. Lisbon in the morning seemed very quiet and mysterious to me. My hair swayed in the wind and lightly brushed my shoulders. I just walked away with a smile on my face. On the way, I went to a tiny fruit market where I bought delicious-looking fruit. I also stopped in for a strong, black espresso in one of the round booths by the park. By chance, I found a district that I had written on the maps - Bairro Alto. A beautiful place full of artistic murals and squares with blooming flowers. I made my way through the dense thickets of the botanical garden and admired the stately palm trees. At the end of my walk, I did a photo shoot in the gardens of Miradouro de São Pedro de Alcântara and went down the street to the famous Elevador do Lavra - by elevator/tram with graffiti on the windows. The next point of the program was a delicious breakfast in the hotel lobby and a trip to Sintra. We went by train to this real natural wonder entered on the UNESCO list. We spent almost an hour on a peaceful nap and fascinating conversations. When we got there, the weather unfortunately surprised us negatively. It started raining and blowing very hard.

We quickly ran into the charming Saudade cafe, where we ordered crispy Travesserio de Sintra and Saudade coffee with condensed milk. We sat for a while, warmed up and went on a mountain climb. Sintra itself is very unique and magical. Full of unearthly, unusual nature and architectural surprises. It looks like the Amazon jungle. The road uphill in the rain turned out to be quite a challenge. Facing mud and numerous slippery steps,

we made our way through the dense forest. We saw castles along the way: Quinta da Regaleira, Castelo dos Mouros and the most interesting and fabulous Palácio Nacional da Pena. The latter in the company of our friend. Despite the terrible weather outside, the almost Disney castle seemed to us like a building levitating in the clouds, shrouded in fog. Something amazing. The beauty of yellow and blue. The very interior of the palace with its furnishings also intrigued and invited to a historical retrospection. We finished our amazing adventure in Sintra with a ride in a tiny tok-tok car with a nice funny man and lunch in the same cafe where we were in the morning. This time we were tempted by crispy vegetarian panini with goat cheese and cauliflower soup.

Yummy and hot in one. After filling our tummies, we went for a car ride back to the hostel. Instead of melancholic Fado music that evening we listened to melancholy tears falling on the floor. This evening was unpredictable. 🎤💃


Day 5 Adeus Lisboa! All good things come to an end. Time to leave the beautiful city on seven hills. The city said goodbye to us with the sun and quite nice weather. We came for a morning walk and a delicious breakfast and coffee in the city. We did a bit of uphill and moving around before traveling with Flixbus. We also bought a card and a souvenir magnet for the fridge. We also spent some time on the latest gossip in the hostel lobby and before we even looked back, we were already sitting on the bus heading to Faro. I honestly had a tear in my eye because I became very attached to the people at Yes Hostel! I got very immersed in the atmosphere of the city. Leaving a few unseen points will definitely give me an excuse to come back in the future. In the meantime, it's time to conquer another corner of Portugal 🌴 Welcome to Faro. A small town, definitely calm and quiet. Everything in sight - every shop, church, monument and every disco within a five-minute walk. Still rainy but pleasant surroundings. We checked into apartment 1997 from booking and started catching up with our studies. The main attractions of that day were grocery shopping in one of the local markets, trying gelato straight from McDonald's and a visit to the Padaria Urbana bakery. We spent the evening reading books, recording a podcast and enjoying delicious, sparkling semi-dry wine We spent the night at the First Floor club, swinging on a dance floor full of Erasmus people. *Fun fact* Some clubs in Faro give out vouchers as a fee, on which at least one drink must be purchased. This offer is definitely better than paying for the entrance itself. However, this fee is cleverly hidden and unexpected. watch out! Losing the card costs 100 euros 💰💰💰


Day 6 After an evening full of music and dancing, we stayed out of bed for quite some time.

We read books and relaxed with amazing coffee with vanilla milk. We went outside and relaxed with the totally changed weather. The sun was shining brightly that Friday, and there was not a cloud in the sky. We walked around the old town and admired the beautiful blooming orange trees. We looked at numerous monuments: Igreja de Santa Maria, Municipal Museo of Faro and Arco do Repouso. We bought breakfast bread at the Demo bakery and enjoyed these wonderful gifts of nature with a smile on our lips. We spent the sunniest moment of the day sitting in the O Coreto cafe on the terrace and watching interesting people. Drinking ice latte we sunbathed, after all, as befits Portugal. The next point was shopping in the supermarket and a delicious toasted lunch at Fresh Mix. In the afternoon we played cards and tasted tasty Lambrusco wine accompanied by Rihanna's best hits. We also put on makeup and got ready for a night out. P.S. From today we also recommend Bandida do Pomar multi-fruit cider 🍎🍏 The culmination of Friday's day was an event organized by ESN Algavre ~International diner~. A magical place with really interesting people. There we savored delicacies from around the world and gossiped about various important topics. I liked Greek tzatziki, pancakes with nutella and fruit and Spanish omelette with cheese the most. We also managed to meet a few Polish women and it was with them that we conquered the dance floor and danced to the hottest Latin rhythms. For a good end of the day we tasted unusual Sangria on white wine together with our newly met colleagues in Aperitivo Bar.


Day 7 The most beautiful summer weather I've been dreaming of for so long has finally arrived. The sun burst through the open window and woke me up in the early dawn. I couldn't sleep any longer as it tanned my face so fiercely. So I sat with a French book and Portuguese coffee on the terrace and read fervently. After crispy breakfast baguettes, I left the house for a real trip to one of the most beautiful Portuguese beaches, Praia de Faro. The journey by local bus took only half an hour, and its cost was 2.35 euros. What I saw on the spot definitely exceeded my wildest expectations. Sandy, golden, wide, clean beach. Right next to it, roaring, crystal waves, rhythmically hitting the shore. I didn't need anything else to be happy. I slept on the hot sand and dreamed about the upcoming vacation. I walked along the beach and soaked my feet in the cold ocean water.

Then I played solitaire and enjoyed crunchy toast with oregano. I spent time on the beach almost until sunset and then calmly returned to Faro. In this tiny town, together with Karolina, I went to a farewell dinner at About Coreta. We ate crispy calamari, potatoes straight from the oven and wonderful vegetables, all accompanied by a frozen daiquiri. Unexpectedly, we had a visit to Quinta du Lago and a meeting with interesting Brits. A very nice evening full of laughter and interesting conversations.


Day 8

The end of our trip! We spent the last day in Portugal walking, sunbathing and tasting juicy oranges picked by hand from the trees. We were in good spirits and we were happy to visit our favorite corners of the city. We had a tasty lunch at Chelsea. Smoothie Bowl with exotic fruits - perfect for refreshing on a sunny day. We also managed to watch a street show of

a choir from a Portuguese university and watch their sophisticated dances. We were inspired by the market full of local products. Then we had only to go back to the airport and fly to Warsaw.


P.S. I have a tear in my eye as I write these last words about this amazing journey. During its course, many unexpected, exciting things happened. Portugal has developed me and broadened my point of view. It gave me a chance to experience an emotional rollercoaster and face challenges. She also showed that it is worth keeping true friends close to you and sharing the most precious moments of your life with them. Thank you Karolina for another amazing trip and for the fact that I can always count on you. I can't wait for the next adventure together!











 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

©2020 by altertravel. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page