Nadmorskie opowieści
- Ania Popieko
- 5 paź 2020
- 15 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 26 lip 2023
Lubiatowo 2020
PL, English version below
25 lipca
Droga do Lubiatowa rozpoczęła się dla nas z samego rana. Wstałyśmy z Asią o 5:00 i zjadłyśmy coś małego i od razu ruszyłyśmy w trasę. Zgarnęłyśmy z Młocin Karolinę, (zapomnianego Marcina J), Michała i w takim składzie jechaliśmy już do samego celu. Trasa minęła bardzo szybko. Dużo śpiewaliśmy, rozmawialiśmy i spaliśmy. Na naszej kwaterze znaleźliśmy się przed czasem. Zaparkowaliśmy więc śmigającą Toyotkę i udaliśmy się na zwiedzanie okolicy. Urocza miejscowość. Znajdowało się w niej kilka restauracyjek, kawiarni i sklepów spożywczych. Ekipą wybraliśmy się na miejscowe gofry z nutellą i kawusię w kawiarni bałtyckiej. Polecam ! Czekając na resztę grupy, siedzieliśmy na leżakach i opalaliśmy się. Czułam się bardzo zrelaksowana. O 15:30 nasze domki były już gotowe, więc wróciliśmy na rozkwaterowanie. Nasza posiadłość była cała z drewna, miała dwa piętra. Przytulne, małe pokoje, kuchnię i łazienkę. Wszystko jak ta lala. Typowy rodzinny domek wypadowy. Bardzo zauroczył mnie fakt, że dookoła znajdowało się dużo zieleni i przed samymi oknami stał mały placyk zabaw. Popołudniem przespacerowaliśmy się na oddaloną o dwadzieścia minut plażę. Widoki były nieziemskie. Słońcem chyliło się ku zachodowi, piasek był rozgrzany i szeleścił pod palcami stóp. Z nieba zniknęły wszystkie chmury. Fale rozbijały się o morski brzeg. Sceneria jak w dobrym filmie romantycznym. Jako, że kilkoro z nas chciało pójść do klubu, wybraliśmy się do Łeby. Zrobiliśmy zakupy w Biedronce i rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna poszła do klubu Just na Jungle Party, druga natomiast spędzała czas w centrum.
Z perspektywy klubowicza:
Na początku nie mogliśmy zdecydować się, do którego klubu pójść. Śmieszny promotor z barwami wojennymi na twarzy przekonał nas do wybrania Just! Po wejściu okazało się, że całe miejsce jest na nasza wyłączność. Nie było żadnych gości. DJ, parkiet, muzyka, światła i ,,dzika toaleta” bez światła i papieru na naszą wyłączność. Muzyka idealnie nadawała się do tańczenia. Urozmaicona i chwytliwa, taka, jaką lubię najbardziej. Zabawa była przednia. Przed północą cały klub był już pełny, a my pląsaliśmy w rytm najciekawszych hitów. Moi koledzy zrobili mi wspaniałą niespodziankę urodzinową i po północy zaśpiewali mi ,,sto lat” wraz z innymi klubowiczami i zaczęli mnie podrzucać. To było zwyczajnie nieziemskie. Bawiliśmy się do 1:00. To był idealny moment na wyjście, gdyż zaczęło robić się tłoczno. Po tym emocjonującym wieczorze wróciliśmy bezpiecznie do domku. Drogę powrotną oświetlały nam migocące gwiazdy. Przed snem dostałam jeszcze wspaniały prezent od Ali i Michała. Cały różowy i stylowy. Kochani <3 To był zdecydowanie udany, intensywny, cudowny dzień.
26 lipca
Nastał oczekiwany dzień moich dziewiętnastych urodzin. Wstałam wcześnie rano i wspólnie z Alą zrobiłam energetyczną jogę w ogródku. Słońce było wysoko na niebie, świeciło bardzo mocno i sprawiało nam niezmierną przyjemność. Poranek odznaczał się spokojem i wprowadzał w stan zrelaksowania. Wypróbowałam urodzinowego lizaka-kawę z czekoladą, który samoczynnie rozpuszczał się w ciepłym mleku. Muszę przyznać, był nadzwyczajnie smakowity (kupowane w Harmonii w Łomiankach). Kiedy reszta osób wstała, ruszyliśmy samochodem do kościoła. Msza odprawiona została w sposób zwięzły i treściwy, co bardzo przypadło mi do gustu. Całe popołudnie spędziliśmy na plaży. Dostałam od ekipki oryginalny niespodziankowy prezent – wielkiego, różowego flaminga – Patrycję i babeczki ze świeczkami. To był bardzo kochany gest. Pływaliśmy sobie na naszym ptaku , gdy nagle nad naszymi głowami pojawiły się czarne, burzowe chmury. Próbowaliśmy uciekać przed ulewa ile sił w nogach, jednak zimny front okazał się szybszy. Przemokliśmy do suchej nitki, mimo to byliśmy uśmiechnięci i rozbawieni. Gdy już troszkę się przejaśniło, część z nas poszła do stadniny na jazdy konne, inni zostali w domku i grali w Munchkina oraz wspólnie muzykowała. Ten dzień od początku do samego końca był nieprzewidywalny i wyjątkowy intrygujący. Jako uroczysty akcencik zakończyliśmy niedzielne popołudnie ogródkowym grillem z camembertami, chlebkiem czosnkowym i winem, które Ala przywiozła prosto z Hamburga. Rozmawialiśmy na liczne ciekawe tematy i graliśmy w ,,10 palców”. Takim oto przedsięwzięciem zakończyliśmy kolejny dzień Lubiatowskiej przygody.
27 lipca
Poranna pobudka. Szybka rozgrzeweczka, krótkie bieganie i trening. Dzien zaczęty kolorowo, wyjątkowo, na sportowo. Wspaniałe powietrze i przejrzyste niebo. Śniadanie oczywiście w ogrodzie ze wspaniałymi widoczkami. Tego dnia wybraliśmy się na przejażdżkę do Łeby. Na początku przeszliśmy się po starych straganach, wstąpiliśmy do kilku butików i kawiarenek. Ponadto opalaliśmy się tez na lekko zatłoczonej plaży pełnej ,,dzikich” turystów. Bawiliśmy się przednio, graliśmy w siatkę i relaksowaliśmy się. Przed powrotem do Lubiatowa zrobiłyśmy sobie różnokolorowe warkoczyki na stoiskach z dziewczynami. Wstąpiliśmy, jak zawsze na zakup do naszej ulubionej Biedronki. Po południu ja, Ala, Michał i Marcin wybraliśmy się na plaże. Słuchaliśmy muzyki, wpatrując się w zachodzące słońce. Chcieliśmy nocować na plaży, jednak w nocy miało być zimno i zapowiadali też opady. Potem dołączyła do nas Karolina i graliśmy razem w karty. W tym czasie inni jeździli na koniach. Siedząc przy brzegu, udało nam się nawet dostrzec Basię i Asię, galopujące po plaży. Na zakończenie dnia zrobiliśmy maraton filmowy z naszymi ulubionymi bajkami z dzieciństwa.
28 lipca
Dzień jak co dzień można by rzec, jednakże wcale nie był taki zwyczajny i monotonny. Oczywiście rozpoczęty został od sportowej rozgrzewki. Tym razem do treningu dołączyła też Karolina. Poranek spędziliśmy z Alą i Michałem na plaży. Prowadziliśmy wnikliwe i skomplikowane, nakłaniające do myślenia rozmowy. Pływaliśmy, obserwowaliśmy meduzy i malowaliśmy się kolorowymi farbkami. Czas upłynął nam bardzo szybko. W tym czasie reszta naszej drużyny smażyła pachnące naleśniki, które potem zjedliśmy z nutellą i bananami. Pogoda na pomorzu okazała się nieprzewidywalna. Padało i grzmiało, przez resztę dnia. Postanowiliśmy więc zrobić turniej gier. Przebrnęliśmy przez: Ego, Twistera, Planowanie, Mafię, aż do Munchkina. Zabawa była przednia. Całemu przedsięwzięciu towarzyszyła muzyka i śmiech. Zaplanowaliśmy też nowe gry na dalsza część pobytu, podchody i killera (od tamtego czasu każdy musiał uważać z kim i gdzie wychodzi). Wieczorkiem udaliśmy się jeszcze na króciutki spacer i obejrzeliśmy Mr&Mrs Smith, po czym poszliśmy spać.
29 lipca
Długie spanko i spokojny, relaksacyjny spacerek z Alą i Michałem do centrum Lubiatowa to było coś. Później czekał na nas proces organizacyjny. Ustaliliśmy szczegółowo, co będziemy robić każdego dnia. Na środę przypadła gra terenowa i wieczorna wyprawa do Łeby. Podchody przygotowała drużyna numer jeden, w składzie: Inga, Basia, Asia i Marcin. Drużyna numer dwa goniła. Zabawę rozpoczęliśmy przy drzwiach naszego domku. Zadania były ciekawie opisane, umieszczone na urokliwych, morskich listach podpalonych po bokach w maleńkich kopertach. Podczas wędrówki szliśmy w stronę stajni, potem aż do plaży. Moimi ulubionymi zadaniami okazały się: zadanie ukryte w gofrze, szyfry z książki, stacje oznaczone pękającymi balonami oraz rozbicie butelki z listem o kamień. Mimo że jakiś łobuz próbował nam zepsuć zabawę i przebił kilka balonów z wskazówkami, przez co dwukrotnie wydłużyliśmy sobie spacer , udało nam się odnaleźć przeciwną drużynę. Na mecie czekał na nas smakowity obiadek i zimne, spersonalizowane drineczki dla każdego. Uważam, że przeciwna ekipa spisała się na medal. Ich gra była bardzo przemyślana i wciągająca. Swoją kreatywnością i zaangażowaniem w proces twórczy sprawili nam ogromną frajdę.
Po krótkim odpoczynku wybraliśmy się na przejażdżkę , aby zrealizować kolejne punkty naszego programu. Oczywiście podróż samochodem z Asią odbyła się wraz z gorącymi hitami wprost z Hiszpanii. Wieczorna Łeba powitała nas jak zawsze najlepiej zaopatrzoną Biedronką, podświetlonymi deptakami i kolorowym wesołym miasteczkiem. Spacerowaliśmy rozwianym wybrzeżem, próbowaliśmy przysmaków z miejscowych food trucków. Zachód słońca oglądaliśmy na rozgrzanym piaseczku. Było na czym zawiesić oko. Niebo rozjaśniała piękna poświata, fale z hukiem rozbijały się o brzeg. Zrobiliśmy sesję zdjęciową i poszliśmy na grzane wino. Na zakończenie naszej ekspedycji odwiedziliśmy jeszcze wesołe miasteczko, w którym skorzystaliśmy z ekstremalnych rozrywek i graliśmy w cymbergaja. Po powrocie do domu zrobiliśmy piżama party. Plotkowaliśmy, słuchaliśmy muzyki, tym razem bardziej spokojnej, klasycznej. I tak oto właśnie szybciutko, nieuchwytnie minął kolejny dzień naszej Lubiatowskiej przygody.
30 lipca
Ten dzień zaskoczył nas porywistym wiatrem i dość zmienną pogodą. Przez długi czas mieliśmy problem, aby się zorganizować i wyjść z domu. Jednakże decyzja większości i niepodważalne argumenty sprawiły, że wybraliśmy się na rowerową przejażdżkę do latarni Stilo. Niektóre z wypożyczonych rowerów już na starcie szwankowały, przez co na trasie zdarzały się różne, zabawne przygody. Droga była nieziemska, prowadziła przez górskie zarośla, kręte drogi , piaski i nieznane tereny nadłebskiej dżungli. Podczas jazdy zgubiono mnie i Alę. Na szczęście byłyśmy we dwie i udało nas się wspólnymi siłami odnaleźć właściwą trasę. Na miejscu przywitała nas żółta karczma z dość drogawą rybą, ale bardzo smaczną i oszukane gofry. Stwierdiliśmy ,,ahoj przygodo” i wdrapaliśmy się aż na sam szczyt latarni. Była ona bardzo majestatyczna, więc użyliśmy jej jako tła do zdjęć.
Jako, że Karolina umówiła się na jazdy konne na godzinę 15:00, musieliśmy wracać do Lubiatowa. Powrót był zdecydowanie prostszy, za to mniej ciekawy. Popołudnie spędziliśmy na odpoczywaniu, przygotowywaniu dobrego jedzenia i graniu w planszówki. Siedzieliśmy też na górze i planowaliśmy wakacyjne imprezki i spotkania. W nocy odwiedzili nas niespodziewani goście z Warszawy.
31 lipca
Ostatni dzień naszego szalonego wyjazdu rozpoczął się bardzo intensywnie. Poranne treningi i wyprawa rowerowa przez dziką puszczę aż nad sam brzeg. Sztormowa pogoda powodowała, że wielkie fale zalewały nasze bose stopy, sięgały aż do samego wejścia na plażę. Popatrzyliśmy sobie przez kilka minut i wróciliśmy do domu. Tam czekał nas profesjonalny makijaż wykonany przez Michała i sesja zdjęciowa z flamingiem Patrycją na łonie natury. Popołudnie wykorzystaliśmy na szaloną zabawę w podchody. Tym razem moja drużyna składająca się z : Michała, Koko, Karoliny i mnie przygotowywała całą grę. Śmieliśmy się i radowaliśmy, układając plątaninę czarnych znaków i pirackich wskazówek. Drużyna przeciwna wcieliła się w tłum dzikusów. Ich nagrodą był uroczysty grill o przy blasku księżyca. Tego dnia dołączyła do nas przyjaciółka Ali – Weronika. Pojedliśmy trochę, pośpiewaliśmy i poplotkowaliśmy. Udaliśmy się na pożegnalny spacer na plażę. Fale wyglądały bardzo kusząco i jakoś dziwnie hipnotyzowały. Postanowiliśmy zrobić coś szalonego i wskoczyć w nie w ubraniach. Było po prostu świetnie. Cali mokrzy i zziębnięci wracaliśmy przez ciemny las. Potem grzaliśmy się ciepłą herbatką i graliśmy na gitarach. Przed spaniem spakowaliśmy nasze walizki i pożegnaliśmy się z Lubiatowską okolicą.
1 sierpnia
Ostatniego dnia powitałyśmy razem z Ingą wschodzące słońce na plaży. Już o szóstej rano wyjechaliśmy do Warszawy i zakończyliśmy naszą podróż.
Morał z tego wyjazdu taki, że wszystko, co dobre bardzo szybko się kończy. Wyjazdy z tak wspaniałymi ludźmi są zawsze udane i niesamowite. Żałuję, że musiałam wrócić do domu, bo naprawdę czułam się w Lubiatowie fantastycznie.
Kocham Was bardzo mocno, dziękuję za tegoroczną odsłonę nadmorskich przygód :*
HITY WYJAZDU
*warkoczyki
*wieczorny grill z drinkami i camembertem
*makijaż od Michała
*wiedźma (dla wtajemniczonych ;) )
*błotko
*samochodowe karaoke
*grzane winko
*nocne porwanie
*brak zasięgu
*romantyczny wschód
*podchody
*ucieczka flaminga do Szwecji
*gwiaździsta noc
*wesołe miasteczko
*dzień chlebowy
*spacerki
*zgubienie w lesie
*wzburzone morze
*podrzucanie w klubie
*pogoda
*gofery
*Munchkin
*kiler
*życiowe rozmyślania
*kawa-lizak
*sesje zdjęciowe
*Łebowe Lowe
*szwankujące rowery
*mały, słodziutki Husky
*tłuczenie butelki
*niespodziankowe babeczki
*różowa Patrycja
*mafia
*Jungle Party
*piracki statek disco polo
*kolorowe tatuaże
*kąpiel w ubraniach
* ,,Lost Boy”
*seanse bajek
*poranna joga
*pluski w morzu
*pianki z zapalniczki
*meduzy
ENG
Lubiatowo 2020
The road to Lubiatowo began for us in the morning. Asia and I got up at 5:00 and ate something small and immediately went on our way. We picked up Karolina (forgotten Marcin J) and Michał from Młociny and we were going to our destination in this composition. The trip passed very quickly. We sang a lot, talked and slept a lot. We arrived at our quarters ahead of schedule. So we parked the speeding Toyota and went to explore the area. A lovely place. There were several restaurants, cafes and grocery stores in it. The team and I went for local waffles with Nutella and coffee in a Baltic cafe. I recommend ! While waiting for the rest of the group, we sat on the loungers and sunbathed. I felt very relaxed. At 15:30 our cabins were ready, so we went back to our quarters. Our property was all wood. Cozy, small rooms, kitchen and bathroom. Typical family getaway house. I was very charmed by the fact that there was a lot of greenery around and there was a small playground right in front of the windows. In the afternoon we took a walk to the beach twenty minutes away. The views were heavenly. The sun was setting in the west, the sand was warm and rustled under the toes. All the clouds have disappeared from the sky. The waves crashed against the sea shore. Scenery like in a good romantic movie. As a few of us wanted to go to the club, we went to Łeba. We did some shopping in Biedronka and split into two groups. One went to the Just club for Jungle Party, while the other spent time downtown.
From the club member's perspective:
At first we couldn't decide which club to go to. A funny promoter with war paint on his face convinced us to choose Just! After entering, it turned out that the whole place is exclusive to us. There were no guests. DJ, dance floor, music, lights and "wild toilet" without light and paper for our exclusive use.
The music was perfect for dancing. Varied and catchy, the way I like it the most. The fun was ahead. Before midnight the whole club was full and we danced to the rhythm of the most interesting hits. My friends gave me a great birthday surprise and after midnight they sang "happy birthday" to me along with other clubbers and started to drop me off. It was simply otherworldly. We danced until 1:00. It was the perfect time to go out as it was starting to get crowded. After this exciting evening we returned safely to the cottage. Twinkling stars lit our way back. Before going to sleep I got a wonderful gift from Ali and Michał. All pink and stylish. Beloved <3 It was definitely a successful, intense, wonderful day.
July 26
The long-awaited day of my nineteenth birthday has arrived. I got up early in the morning and together with Ala I did energy yoga in the garden. The sun was high in the sky, it shone very strongly and gave us immense pleasure. The morning was calm and relaxing. I tried a birthday lollipop - coffee with chocolate, which automatically dissolved in warm milk. I have to admit, it was extremely tasty (bought in Harmonia in Łomianki). After the rest of the people got up, we drove to the church. The Mass was celebrated in a concise and concise way, which I really liked. We spent the whole afternoon on the beach. I got an original surprise gift from the team - a huge, pink flamingo - Patrycja and cupcakes with candles. It was a very loving gesture. We were swimming on our bird when suddenly black storm clouds appeared over our heads. We tried to run away from the downpour as fast as we could, but the cold front turned out to be faster. We were soaked to the skin, but we were smiling and amused. When it cleared up a bit, some of us went to the stud for horse riding, others stayed at the cottage and played Munchkin and made music together. This day was unpredictable and intriguing from start to finish. As a solemn touch, we ended Sunday afternoon with a garden barbecue with Camembert cheese, garlic bread and wine brought straight from Hamburg by Ala. We talked about many interesting topics and played "10 Fingers". This was the end of another day of the Lubiatowska adventure.
July 27
Wake up early. Quick warm up, short run and training. The day started colorfully, exceptionally, with sports. Great air and clear sky. Breakfast, of course, in the garden with wonderful views. That day we went for a ride to Łeba. At the beginning we walked around the old stalls, we stopped at a few boutiques and cafes. In addition, we also sunbathed on a slightly crowded beach full of "wild" tourists. We had fun, played net and relaxed. Before returning to Lubiatów, we made colorful braids at the stands with the girls. As always, we went to our favorite Biedronka. In the afternoon, me, Ala, Michał and Marcin went to the beach. We listened to music while watching the sun go down. We wanted to spend the night on the beach, but it was supposed to be cold at night and rain was forecast. Then Karolina joined us and we played cards together. Others were riding horses at the time. Sitting by the shore, we even managed to see Basia and Asia galloping along the beach. At the end of the day we did a movie marathon with our favorite childhood fairy tales.
July 28
The day was like any other day, but it wasn't so ordinary and monotonous. Of course, it started with a sports warm-up. This time Karolina also joined the training. We spent the morning with Ala and Michał on the beach. We had insightful and complex, thought-provoking conversations. We swam, watched jellyfish and painted ourselves with colorful paints. Our time passed very quickly. At that time, the rest of our team was frying fragrant pancakes, which we then ate with Nutella and bananas. The weather in Pomerania turned out to be unpredictable. It rained and thundered for the rest of the day. So we decided to do a gaming tournament. We went through: Ego, Twister, Planning, Mafia, all the way to Munchkin. The fun was ahead. The whole event was accompanied by music and laughter. We also planned new games for the rest of the stay, stalking and killer (since then everyone had to be careful with whom and where he goes out). In the evening we went for a short walk and watched Mr & Mrs Smith, then went to sleep.
July 29
A long sleep and a quiet, relaxing walk with Ala and Michał to the center of Lubiatowo was something. After that, the organizational process awaited us. We agreed in detail what we would do each day. On Wednesday there was a field game and an evening trip to Łeba. The stalking was prepared by team number one, composed of: Inga, Basia, Asia and Marcin. Team two was chasing. We started the fun at the door of our house. The tasks were interestingly described, placed on charming sea lists set on fire on the sides in tiny envelopes. During the hike we walked towards the stables, then all the way to the beach. My favorite tasks turned out to be: the task hidden in the waffle, codes from the book, stations marked with bursting balloons and breaking a bottle with a letter on a stone. Although some bully tried to spoil our fun and popped a few balloons with clues, which made our walk twice as long, we managed to find the opposing team. At the finish line, a tasty dinner and cold, personalized drinks for everyone were waiting for us. I think the opposing team did a great job. Their gameplay was very thoughtful and engaging. They gave us a lot of fun with their creativity and commitment to the creative process. After a short rest, we went for a ride to complete the next points of our program. Of course, the car trip with Asia took place along with hot hits straight from Spain. Evening Łeba welcomed us, as always, with the best-stocked Biedronka, illuminated promenades and a colorful amusement park. We walked along the windblown coast, tried delicacies from local food trucks. We watched the sunset on the hot sand. There was something to keep an eye on. The sky lit up with a beautiful glow, the waves crashing against the shore with a roar. We did a photo shoot and went for mulled wine. At the end of our expedition, we visited an amusement park where we took advantage of extreme entertainment and played air hockey. When we got home we had a pajamas party. We chatted, listened to music, this time more calm, classical. And that's how quickly, elusively passed another day of our Lubiatowska adventure.
July 30
This day surprised us with gusty winds and quite changeable weather. For a long time we had a problem to organize ourselves and leave the house. However, the decision of the majority and indisputable arguments made us go for a bike ride to the Stilo lighthouse. Some of the rented bikes were defective at the start, which resulted in various funny adventures along the route. The road was unearthly, it led through mountain thickets, winding roads, sands and unknown areas of the Łeba jungle. While driving, me and Ala got lost. Fortunately, we were the two of us and we managed to find the right route together. On the spot, we were welcomed by a yellow inn with quite expensive fish, but very tasty and cheated waffles. We said "ahoy adventure" and climbed to the very top of the lighthouse. It was very majestic, so we used it as a background for photos.
As Karolina arranged for horse riding at 15:00, we had to return to Lubiatowo. The return was definitely easier, but less interesting. We spent the afternoon relaxing, preparing good food and playing board games. We also sat upstairs and planned holiday parties and meetings. At night we were visited by unexpected guests from Warsaw.
July 31
The last day of our crazy trip started very intensively. Morning workouts and a bicycle trip through the wild forest to the very shore. The stormy weather caused huge waves to flood our bare feet, reaching all the way to the entrance to the beach. We looked at each other for a few minutes and went home. There waiting for us professional make-up done by Michał and a photo session with the flamingo Patricia in the bosom of nature. We used the afternoon for crazy fun in stalking. This time my team consisting of Michał, Koko, Karolina and me prepared the whole game. We laughed and rejoiced as we put together a tangle of black marks and pirate clues. The opposing team impersonated a crowd of savages. Their reward was a festive barbecue in the moonlight. That day Ali's friend Weronika joined us. We ate a little, sang and chatted. We went on a farewell walk to the beach. The waves looked very tempting and strangely mesmerizing. We decided to do something crazy and jump into them with our clothes on. It was just great. Wet and cold we walked back through the dark forest. Then we warmed ourselves with hot tea and played guitars. Before going to bed, we packed our suitcases and said goodbye to the Lubiatowo neighborhood.
August 1
On the last day, Inga and I greeted the rising sun on the beach. Already at six in the morning we left for Warsaw and finished our journey.
The moral of this trip is that all good things come to an end very quickly. Trips with such wonderful people are always successful and amazing. I regret that I had to return home, because I really felt fantastic in Lubiatowo.
I love you very much, thank you for this year's edition of seaside adventures :*
TRAVEL Hits
* braids
* evening barbecue with drinks and camembert
* Makeup by Michael
* witch (for initiates ;) )
* mud
* car karaoke
* mulled wine
* night kidnapping
* lack of coverage
* romantic sunrise
* stalking
* Flamingo escapes to Sweden
* starry night
* amusement park
* bread day
* walks
* lost in the forest
* rough sea
* drop off at the club
* weather
* waffles
* Munchkin
* killer
* life thoughts
* coffee-lollipop
* Photo sessions
* Lebowe Lowe
* failing bikes
* sweet little Husky
* breaking a bottle
* surprise cupcakes
* pink Patricia
* mafia
* Jungle Party
* disco polo pirate ship
* colorful tattoos
* bathing in clothes
* "Lost Boy"
* shows of fairy tales
* morning yoga
* splashes in the sea
* lighter foam
* jellyfish
Comments