🗻Tatrzańska Magia 🗻
- aniapopieko
- 22 mar 2021
- 9 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 10 sie 2023
PL, English version below

SŁOWACJA
30.04.2018
Rano wyruszyliśmy w naszą podróż. Pogoda była piękna. Temperatura przekraczała 25 stopni. Na niebie mnie było żadnej chmury, a słoneczko ogrzewało nasze twarze. W Warszawie zajechaliśmy jeszcze do Putki i do Luxmedu. Droga w góry przebiegała w miarę sprawnie. Niestety liczne roboty drogowe trochę ją utrudniły. Po 14.00 dojechaliśmy do naszego celu. Był to strzał w dziesiątkę. Cisza, spokój, dookoła mnóstwo zieleni. Piękny, mały domek z dwoma pokojami, kuchnią i łazienką. Miejsce niczym z bajki. A obecność kwitnących jabłoni, trampoliny i grilla w ogrodzie dodatkowo wzbogacały walory tego miejsca. Nie należy zapominać o widoku na piękne góry, które rozprzestrzeniały się dookoła. Zameldowaliśmy się na miejscu i zapoznaliśmy się ze świetnym właścicielem. Okazało się, że prowadzi on tą agroturystykę razem z bratem – brodaczem, buddystą. W tym dniu udaliśmy się do Liptowskiego Mikulasza. Zjedliśmy tam pyszny, regionalny obiad i pospacerowaliśmy po rynku. Nie obyło się oczywiście bez sesji zdjęciowej wśród różowych kwiatów. Nieopodal znajdowały się także duże sklepy. Korzystając z okazji, udaliśmy się do Bobrowca. Zrobiliśmy tam grilla. Razem z mamą i Michałkiem rozegraliśmy partyjkę w Splendora pod gołym niebem. Wieczór umilił nam piękny, wędrujący księżyc w pełni oraz ciężarna kocica.
1.05.2018
Czy znacie to uczucie, kiedy się budzicie , czujecie powiew wiatru, widzicie piękne słońce i słyszycie śpiew ptaków ? To jest właśnie to. Dokładnie tu i dokładnie teraz. Ranek na dworze. Kawusia i śniadanko z widokiem na Chopok. Poranna rozgrzewka na trampolinie i gra w badmintona. Główny cel dzisiejszego dnia – wyprawa w góry. Poszliśmy i udało nam się zdobyć szczyt ,,Mnich”. Trasa nie była prosta. Prowadziła przez kręte drogi. Miejscami stoki gór bywały strome i śliskie. Widoki natomiast były niesamowite i zapierały dech w piersiach. Powietrze przepływało przez nasze wnętrza Po drodze podziwialiśmy unikatowa roślinność. Spotkaliśmy także stado owiec oraz górskiego pieska. Wędrówka na długo pozostanie w mojej pamięci. Okazała się niesamowitą przygodą i rozrywką. Przez resztę dnia nie ruszaliśmy się poza naszą kwaterę. Dojechali do nas również nowi sąsiedzi. W tym nieprzewidywalnym dniu zdarzyła się jedna magiczna rzecz. Mam na myśli warsztaty z rękodzieła. Pan brodacz pokazał nam swój warsztat i nauczył jak przerabiać drewno w istne cudo. Opowiadał nam o intrygującej kulturze słowackiej i tutejszych starosłowiańskich obyczajach. Nasz dzień został wzbogacony wieczornym ogniskiem i grą w wojenne karty. Żadne słowa nie będą w stanie opisać tego, co dziś przeżyliśmy.
2.05.2018
Budzimy się, a tu nagle cos dziwnego. Trochę jakby chłodniej, wilgotniejsze powietrze. Otwieramy okna i już wiemy, co się święci. Po prostu przyszła do nasz burza. Ale nasza najlepsza rodzinka oczywiście się nie poddała ! Na początku szybkie, regionalne zakupy w Lidlu. Potem już mieliśmy plan działania : podział na dwie grupy. Mama wybrała się na spacer po górach i podziwianie krajobrazu. Ja, Michał i tata wyruszyliśmy do Tatralandii. Tego cudownego aquaparku nie ma co opisywać. Czad i tyle. Najlepsze tym razem okazały się zjeżdżalnie i morskie baseny. Szalone zjazdy na pontonach na całego. Kiedy byliśmy już wystarczająco wymoczeni, a nasze palce wyglądały jak suszone śliwki, wróciliśmy do domu. Mieliśmy tam małą wtopę z zamrażarką. Potem siedzieliśmy w ogrodzie, graliśmy w Monopoly Game i chillowaliśmy. Dzień zakończyliśmy wspólnymi ploteczkami i żarcikami.
3.05.2018
Piąta rano, alarm dzwoni. To właśnie on obudził nas, abyśmy mogli rozpocząć świętowanie urodzin mamusi. Naszykowaliśmy prezent, zaparzyliśmy aromatyczna kawę i zapaliliśmy świeczki. Kiedy mama wstała i weszła do kuchni, głośno zaśpiewaliśmy jej ,,Sto lat”. Skakaliśmy w trójkę na mokrej od deszczu trampolinie. Nasza solenizantka zaliczyła dwie gleby. Potem poszliśmy się ubrać, umalować i umyć. Zjedliśmy wspólnie śniadanie w ogrodzie. Tata zaplanował wyjazd do Koszyc. Jechaliśmy po krętej drodze wśród malowniczych Tatr. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na ruiny zamku Spiskiego, który znajdował się na liście UNESCO. Kiedy dojechaliśmy już do docelowego miejsca, ruszyliśmy w stronę starówki. Najpierw przeżyliśmy szokująca ,,przygodę” szukając toalet w centrum handlowym. Nie dość że toalety były płatne, zupełnie niezadbane, to jeszcze krzyczały na nas jakieś Rumunki i zaczęły nas wyganiać. Taka sytuacja. Szybko uciekliśmy z galerii i udaliśmy się na stare miasto. Było piękne. Wszystko stare, ale stylowe – tak jak lubię. Dookoła mnóstwo zieleni. Środek deptaku był zajęty przez śpiewające fontanny. Załapaliśmy się tez na uliczny jarmark. W mieście były też liczne kościoły, katedry i majestatyczne teatry. Wypiliśmy kawę i zjedliśmy lody w restauracji pod parasolami. Na świąteczny obiad wybrałam turecką restauracje, gdzie zjedliśmy orientalne dania. Skończył nam się czas na parkingu, więc wyjechaliśmy z Koszyc. W ramach górskiej wyprawy tata obwiózł nas krajobrazowymi ścieżkami w okolicach najwyższego szczytu – Gerlach. Potem mieliśmy jechać jeszcze na rowery, ale przyszła burza. Mimo to nie marnowaliśmy popołudnia. Robiliśmy piękne zdjęcia wśród kwiatów. Skakaliśmy na trampolinie. Biegaliśmy boso i graliśmy w badmintona. Dużo czasu spędziliśmy na dworze. Dopiero, gdy zrobiło się ciemniej i chłodniej, weszliśmy do domu. Graliśmy tam w Dixit. Było bardzo zabawnie. I tym miłym akcentem zakończyliśmy ten czwartkowy, cudowny dzień.
4.05.2018
Ostatni dzień. Wydawać by się mogło, że będzie on nudny, monotonny i spędzony w samochodzie. Ale nie, nie, nie. Był on super aktywny i niesamowity. Najpierw poranna wyprawa rowerowa. Mnóstwo przygód już od samego początku trasy. Rower, na którym jechał tata, stracił powietrze w kołach i nie dało się na nim jechać, więc musiał zawrócić. My podążaliśmy dalej. Oglądaliśmy malownicze, górskie krajobrazy, wypatrywaliśmy zwierząt i słuchaliśmy śpiewu ptaków. Po drodze zatrzymaliśmy się na magicznej polanie, gdzie odpoczęliśmy i poopalaliśmy się. Potem wrócił do nas tata. Niestety powietrze ponownie uleciało mu z kół. No cóż, tak się czasami zdarza. Pojechaliśmy dalej w trójkę. Górskie, wyboiste, niebezpieczne ścieżki poprowadziły nas do małego cudu. Wjechaliśmy w gęsty las. Szum wody i cisza obijały się nam o uszy. Znaleźliśmy, właśnie tam w głębi most do zaczarowanej krainy. Prowadził on przez rwące, świszczące potoki tuż na wypasioną polanę. Oczywiście odbyła się tam sesja fotograficzna na łonie natury. Droga powrotna była niczym ,,Tour de France”. Szybka i wściekła. W domku dopakowaliśmy manatki, pożegnaliśmy się z właścicielami i ruszyliśmy do Warszawy. Ale zaraz, zaraz, historia nie może skończyć się tak pospolicie ! Kolejny punkt wycieczki to średniowieczny Hrad. Piękna szesnastowieczna budowla obronna. Gdy dotarliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy auto, okazało się, że wejścia są tylko co godzinę i musimy poczekać. Korzystając z okazji skoczyliśmy jeszcze na szybką kawkę. O 13 zaczął się nasz tour. Pani przewodnik mówiła po słowacku. Na szczęście polski brzmi bardzo podobnie, więc wszystko rozumieliśmy. Zwiedzaliśmy główne bramy zamkowe, komnaty na każdym poziomie i cytadelę. Najbardziej spodobała mi się kinoteka, sala tortur i stare ludowe stroje. Nawet samo zamczysko wraz z mnóstwem intrygujących zakamarków i krętych schodów robiło wrażenie. Uważam, że warto było poświęcić te dwie godziny, aby zobaczyć coś tak pięknego. Przed 16 ruszyliśmy w drogę. Na trasie zatrzymaliśmy się jeszcze na obiad. Spokojnie wróciliśmy do Warszawy. Ten wyjazd uważam za najlepszy z krótkich rodzinnych wyjazdów. Nic dodać, nic ująć.
ENG
🗻Tatra Magic 🗻
SLOVAKIA
April 30, 2018
In the morning we set off on our journey. The weather was beautiful. The temperature was over 25 degrees. There was not a cloud in the sky, and the sun warmed our faces. In Warsaw, we also went to Putka and Luxmed. The road up the mountains was quite smooth. Unfortunately, numerous road works made it a bit difficult. After 14:00 we reached our destination. It was a hit. Peace and quiet, lots of greenery around. A beautiful little house with two rooms, a kitchen and a bathroom. A place like from a fairy tale. And the presence of blooming apple trees, a trampoline and a barbecue in the garden additionally enriched the value of this place. Do not forget the view of the beautiful mountains that spread around. We checked in and met the great owner. It turned out that he runs this agritourism farm together with his brother - a bearded man, a Buddhist. On this day we went to Liptovsky Mikulas. We ate a delicious, regional dinner there and took a walk around the market. Of course, there was a photo session among pink flowers. There were also big shops nearby. Taking the opportunity, we went to Bobrowiec. We had a barbecue there. Together with my mother and Michałek we played a game of Splendor under the open sky. The evening was made even more pleasant by a beautiful, wandering full moon and a pregnant cat.
May 1, 2018
Do you know that feeling when you wake up, feel the breeze, see the beautiful sun and hear the birds singing? This is it. Right here and right now. Morning outside. Coffee and breakfast with a view of Chopok. Morning warm-up on the trampoline and playing badminton. The main goal of today - a trip to the mountains. We went and managed to get to the top of Monk. The route was not easy. It was on winding roads. Mountain slopes were steep and slippery in places. The views were amazing and breathtaking. The air flowed through our interiors. Along the way, we admired the unique vegetation. We also met a herd of sheep and a mountain dog. The trip will stay in my memory for a long time. It turned out to be an amazing adventure and entertainment. We stayed in our quarters for the rest of the day. We also have new neighbors. One magical thing happened on that unpredictable day. I mean handicraft workshops. The bearded man showed us his workshop and taught us how to process wood into a real miracle. He told us about the intriguing Slovak culture and the local Old Slavic customs. Our day was enriched with an evening bonfire and a game of war cards. No words can describe what we experienced today.
May 2, 2018
We wake up and suddenly something strange happens. A little bit cooler, wetter air. We open the windows and we already know what's going on. We just had a storm. But our best family of course didn't give up! At the beginning, quick, regional shopping in Lidl. Then we already had a plan of action: division into two groups. Mom went for a walk in the mountains and admired the landscape. Me, Michał and dad went to Tatralandia. There is nothing to describe this wonderful aquapark. The slides and sea pools turned out to be the best this time. Crazy descents on pontoons all over the place. When we were soaked enough and our fingers looked like prunes, we went home. We had a little sink in there with a freezer. Then we sat in the garden, played Monopoly Game and chilled. We ended the day with gossip and jokes.
May 3, 2018
Five o'clock in the morning, the alarm rings. It was the one who woke us up so we could start celebrating Mommy's birthday. We prepared a gift, brewed aromatic coffee and lit candles. When my mother got up and came into the kitchen, we sang "Happy Birthday" to her loudly. The three of us jumped on a trampoline wet from the rain. Our birthday girl scored two soils. Then we went to get dressed, put on make-up and wash up. We ate breakfast together in the garden. Dad planned a trip to Kosice. We drove along a winding road among the picturesque Tatra Mountains. On the way, we also visited the ruins of the Spiš Castle, which was on the UNESCO list. Once we reached our destination, we headed towards the old town. First, we had a shocking "adventure" looking for toilets in a shopping center. Not only were the toilets paid for, completely untidy, some Romanian women shouted at us and started to chase us away. Such a situation. We quickly escaped from the gallery and headed to the old town. It was beautiful. Everything old, but stylish - just the way I like it. Lots of greenery around. The center of the promenade was occupied by singing fountains. We also went to the street fair. There were numerous churches, cathedrals and majestic theaters in the city. We drank coffee and ate ice cream in a restaurant under umbrellas. For Birthday dinner I chose a Turkish restaurant where we ate oriental dishes. We ran out of time in the parking lot, so we left Košice. As part of a mountain trip, dad drove us along landscape paths near the highest peak - Gerlach. Then we were supposed to go on bikes, but a storm came. Still, we didn't waste the afternoon. We took beautiful photos among the flowers. We jumped on the trampoline. We ran barefoot and played badminton. We spent a lot of time outside. Only when it got darker and colder did we enter the house. We played Dixit there. It was very funny. And with this nice accent we ended this Thursday, wonderful day.
May 4, 2018
Last day. It would seem that it will be boring, monotonous and spent in the car. But no, no, no. It was super active and amazing. First - morning bike trip. Lots of adventures from the very beginning of the tour. The Dad's bike had lost air in its wheels and was unridable, so he had to turn around. We followed on. We watched picturesque mountain landscapes, looked for animals and listened to birds singing. On the way, we stopped at a magical glade, where we rested and sunbathed. Then my dad came back to us. Unfortunately, the air escaped from his wheels again. Well, that's what happens sometimes. The three of us continued on. Mountain, bumpy, dangerous paths led us to a small miracle. We entered a dense forest. The sound of water and silence echoed around our ears. We found, right there in the depths, the bridge to the enchanted land. It led through rushing, whistling streams right to a lush glade. Of course, there was a photo session in the bosom of nature. The way back was like the Tour de France. Fast and furious. We packed our things in the house, said goodbye to the owners and went to Warsaw. But wait a minute, the story can't end like that! The next point of the trip is the medieval Castle. A beautiful sixteenth-century defensive building. When we got there and parked the car, it turned out that the entrances are only every hour and we have to wait. Taking the opportunity, we jumped for a quick coffee. Our tour started at 1pm. The guide was speaking Slovak. Fortunately, Polish sounds very similar, so we understood everything. We visited the main castle gates, chambers on each level and the citadel. I liked the cinema, the torture chamber and the old folk costumes the most. Even the castle itself with lots of intriguing nooks and winding stairs was impressive. I think it was worth spending those two hours to see something so beautiful. We were on our way before 4pm. On the way we stopped for lunch. We calmly returned to Warsaw. I consider this trip to be the best of short family trips. Nothing more nothing less.
Opmerkingen